2011/09/25

NAJPIĘKNIEJSZY KONIEC ŚWIATA

Melancholia (2011)


Zasadniczo boję się filmów Lars'a von Trier'a. On mi niszczy osobowość. Dogvil i Tańcząc w ciemności złamały mi serce. Tym razem jednak, wyszłam z kina z uczuciem całkowitego spełnienia. 


Przez cały film tkwimy w bajecznej estetyce eleganckiego, klasycznego piękna. Dopełnia ją akcja przyprawiona realizmem, choć nadal ściśle podporządkowana poetyckości przekazu.


Tytułowa Melancholia staje się doświadczeniem dwóch sióstr. Młodsza z nich, Justine, grana przez Kirsten Dunst cierpi na depresje. Jej starsza siostra Claire (Charlotte Gainsbourg) stara się być jej wsparciem. Dla Justin nawet ślub z przystojnym Michael'em (Alexander Skarsgård) nie jest drogą do wydobycia się ze smutku, w którym się pogrąża. Tymczasem nad ziemną zawisa ryzyko kolizji z planetą Melancholia. Szczęście Claire zostaje zagrożone i coraz bardziej przytłacza ją wizja utraty syna i męża. Planeta Melancholia zmienia krajobraz życia dwóch sióstr.


Melancholia w filmie jest doświadczeniem. Świat zewnętrzny jest odseparowany, zamykamy się w mikroświecie dwóch kobiet. Koniec świata jest tylko pretekstem do pokazania doświadczeń egzystencjalnych. Justin gubi i znajduje swoją siłę oraz godność. Clairy dostaje lekcję o swojej słabości. A przez cały ten czas reżyser z ekranu rozmawia z nami językiem poezji.
Od początku wiemy, że koniec świata ma przyjść i na końcu on niezawodnie przychodzi.