2011/12/16

Triasowe ochłapy, czyli miniaturyzacja w wersji paleo

Ze zbiorów Muzeum Paleobotanicznego UJ


Skamieniały pień miniaturkowej Sigilaria, które są znane z karbonu jako olbrzymie drzewiaste widłaki. 
Dla porównania, pień wcześniejszego, karbońskiego okazu:


Stanhope, hrabstwo Durham, UK

oraz  rekonstrukcja:

Rekonstrukcja Hirmer 1927


Sygilaria wyginęły prawdopodobnie w skutek zmian klimatu. Znane są z licznych stanowisk karbońskich, pojawiają się niekiedy w osadach permskich, a w triasie tracą zupełnie na znaczeniu. Zasiedlały miejsca okresowo zalewane przez wodę w pobliżu rzek. W triasie klimat stał się suchy, siedliska dostępne dla olbrzymich Sygilaria się skurczyły.  
Sygilaria w rzeczywistości nie są drzewami a olbrzymimi bylinami o nie zdrewniałym pniu. Choć wyginęły one do końca triasu, do dziś istnieją ich krewni. Widłaki są niewielką reliktową grupą roślin, pozostałością po niegdyś bogatej, znaczącej grupie. 

Widłak goździsty

2011/10/01

Sea Ghost

lub Fire of Sea, tak potocznie nazywa się zakwity Noctiluca scintillans, mikroskopijnej bruzdnicy.



Występuje w strefie szelfowej na całym globie. Do brzegów zwabia ją obfitość pokarmu. Noctiluca jako drapieżnik podąża tam w raz resztą planktonu, który okresowo kumuluje się w strefie przybrzeżnej, tworząc widoczne za dnia zakwity tzw. red tides. Swój efektowny nocy wygląd Noctiluca osiąga dzięki zdolności do bioluminescencji. 



Bioluminescencja jest zjawiskiem stosunkowo częstym wśród organizmów morskich. Polega na emisji fotonów przez związki, tzw. lucyferyny, przy udziale enzymów - lucyferaz. Lucyferyna to ogólna nazwa dla grupy związków nie zawsze zbliżonych do siebie budową. Wiadomo, że zdolność do bioluminescencji wyewoluowała wielokrotnie, niezależnie u członków odległych taksonów, przeważnie z szlaków antyoksydacyjnych lub fotosyntetycznych.

Jest to jeden z ciekawych przykładów ewolucji, poprzez przyjęcie przez geny nowej funkcji. Rolą szlaków antyoksydacyjnych, jest usunięcie z komórki wolnych rodników (lub, bardziej ściśle Reaktywnych Form Tlenu), które powstają w procesie oddychania komórkowego. RFT są bardzo reaktywnymi cząsteczkami, niszczącymi struktury komórek, dlatego też są niepożądane. W środowisku wodnym stężenie tlenu jest mniejsze, najmniejsze w głębinach. W konsekwencji spadku stężenia tlenu wraz z głębokością zmniejsza się też stres oksydacyjny. Dostępność tlenu jest mniejsza, spada więc ilość tlenu w komórkach i ilość wyprodukowanych RFT. Spada więc presja selekcyjna na prawidłowe działanie szlaku oksydacyjnego i może on ulegać mutacjom. Reakcja bioluminescencji przebiega z udziałem tlenu. Wystarczy gdy powstaje mutacja, która zmienia enzymy w szlaku antyoksydacyjnym, w sposób który sprawi, że zamiast neutralizować RFT, związki przy ich udziale będą emitować fotony. W ten sposób w wyniku mutacji w organizmie może powstać lucyferyna. To, że taka "przypadkowa mutacja" jest prawdopodobna, potwierdza fakt, że zaszła niezależnie kilka razy - wiadomo o tym z analiz porównawczych genów szlaku oksydacyjnego i lucyferaz. Dobór naturalny faworyzuje osobniki, które dzięki tak powstałej nowej cesze łatwiej znajdują partnerów do rozmnażania, lub odstraszają drapieżników. 

Noctiluca scintillans


W przypadku Noctiluca scintillans lucyferaza najprawdopodobniej pochodzi od chlorofilu. Jest to bardzo zagadkowe, ponieważ nie posiada ona genów szlaku fotosyntezy. Co prawda istnieją jej odmiany, które zawierają w wakuolach symbiotyczne, organizmy foto-syntezujące, nie posiadają jednak własnych plastydów. 
Funkcja bioluminescencji w jej przypadku nie jest znana. Wiadomo, że biorą w niej udział wyspecjalizowane organelle komórkowe i jest reakcją na pobudzenie. 



Pomimo swojego kosmicznego wyglądu, woda zawierająca Noctiluca scintillans nie jest toksyczna.

Fot: http://philhart.com/gallery/Astrophotography/Phenomena/

2011/09/25

NAJPIĘKNIEJSZY KONIEC ŚWIATA

Melancholia (2011)


Zasadniczo boję się filmów Lars'a von Trier'a. On mi niszczy osobowość. Dogvil i Tańcząc w ciemności złamały mi serce. Tym razem jednak, wyszłam z kina z uczuciem całkowitego spełnienia. 


Przez cały film tkwimy w bajecznej estetyce eleganckiego, klasycznego piękna. Dopełnia ją akcja przyprawiona realizmem, choć nadal ściśle podporządkowana poetyckości przekazu.


Tytułowa Melancholia staje się doświadczeniem dwóch sióstr. Młodsza z nich, Justine, grana przez Kirsten Dunst cierpi na depresje. Jej starsza siostra Claire (Charlotte Gainsbourg) stara się być jej wsparciem. Dla Justin nawet ślub z przystojnym Michael'em (Alexander Skarsgård) nie jest drogą do wydobycia się ze smutku, w którym się pogrąża. Tymczasem nad ziemną zawisa ryzyko kolizji z planetą Melancholia. Szczęście Claire zostaje zagrożone i coraz bardziej przytłacza ją wizja utraty syna i męża. Planeta Melancholia zmienia krajobraz życia dwóch sióstr.


Melancholia w filmie jest doświadczeniem. Świat zewnętrzny jest odseparowany, zamykamy się w mikroświecie dwóch kobiet. Koniec świata jest tylko pretekstem do pokazania doświadczeń egzystencjalnych. Justin gubi i znajduje swoją siłę oraz godność. Clairy dostaje lekcję o swojej słabości. A przez cały ten czas reżyser z ekranu rozmawia z nami językiem poezji.
Od początku wiemy, że koniec świata ma przyjść i na końcu on niezawodnie przychodzi.


2011/09/24

NAJWAŻNIEJSZE PŁYTY MOJEGO ŻYCIA (część 1.)


Post (1995), płyta mojej ulubionej islandzkiej artystki Björk. Wyśpiewała w niej całą gamę moich uczuć, zanim zdołałam się jeszcze dowiedzieć, że je mam. Odkrywałam ją własnym życiem. 


Lungs (2009), Florence and the Machine. Została wydana w czasie jednego z najszczęśliwszych tygodni mojego życia i wpadła mi w ręce zaraz po premierze. To była miłość od pierwszych dźwięków.


Midnight Boom (2008), the Kills, płyta o tym, jak bardzo niebezpieczna jest miłość.


Koniec Kryzysu (2008), Pustki. Kolejna z płyt, odkrywanych życiem. Gdy słuchałam ją po raz pierwszy nie miałam pojęcia o czym są te teksty, gdy słucham teraz, wiem już dokładnie.


The Flying Club Cup (2007), Beirut. Płyta której niedzielne, gorące, słoneczne, popołudniowe piękno odkrywam wciąż od nowa.

Reminder (2007), Feist. Mój ulubiony z kobiecych głosów, w mistrzowskim wydaniu. Ona ma flet w miejscu krtani.


Days to Come (2006), Bonobo. Moim zdaniem najlepsza płyta, tego czempiona stajni Ninja Tune.

2011/07/03

Światopogląd, część 1.

Nikt nie dba o mój światopogląd.
Religia: ateista, agnostyk. Przypuszczam, że bóg nie istnieje. Nie mam na to dowodów. Sądzę, że nie możliwe jest sformułowanie dowodów przeczących istnieniu boga, tak jak je potwierdzających przy naszym obecnym stanie wiedzy o świecie. Wszelkie dowody jakie do tej pory analizowałam nie dały mi jednoznacznej odpowiedzi. Dlatego też zakładam, że jest to kwestia decyzji, założenia, wybrania drogi, którą wolimy lub uważamy, że powinniśmy iść.

Poglądy polityczne: zasadniczo brak, tak więc można powiedzieć, że liberalne. Nie znam systemu politycznego, w którym wszystkim ludziom było by wystarczająco wygodnie; ponadto wątpię w istnienie takowego. Każdy system ma swoje wady i zalety. Uważam, że systemy projektowane od górnie, mające wszystkich uszczęśliwić na siłę, nie są możliwe do realizacji. Wymagają woli większej grupy ludzi, niż ta, którą da się zjednać. Zawsze powstanie tam grupa ludzi, którzy pod przykrywką idei będą w stanie wykorzystać sytuację, dla własnych korzyści. Mówię to, nie mając o to pretensji, ponieważ uważam, że taka właśnie jest natura ludzka - walka o własne korzyści, jest dla mnie cechą, którą w naturze ludzkiej całkowicie akceptuje. Uważam też, że równość wszystkich ludzi jest też pewnym rodzajem idealizmu. Różnimy się w swoich cechach i możliwościach, jako grupy i jako jednostki. Jednakże, to stwierdzenie wcale nie zwalnia mnie od szacunku, dla wszystkich, którzy stają mi na drodze. Uważam, że człowiek potrzebuje pewnego stopnia hierarchizacji w społeczeństwie i wszelkich grupach jakie tworzy, co da mu możliwość walki i wspinania się po jej szczeblach. Ludzie, którzy po-prostu dostali wszystko, co ja sądzę, że potrzebuję obecnie, wcale nie są ode mnie bardziej szczęśliwi.

Ochrona środowiska: depresja na tle środowiskowym. Jesteśmy beznadziejnym gatunkiem, który niszczy rzeczy, których potrzebuje do życia i nie jest w stanie tego zatrzymać. Zachowanie Ziemi w formie, w jakiej jest dziś, wymagałoby od nas wyrzeczeń, których nie jesteśmy w stanie podjąć. Przerastają nas nawet niewielkie wyrzeczenia, które byłyby w stanie w niewielkim stopniu wyhamować tempo dewastacji środowiska np. segregacja śmieci i odzyskiwanie surowców z odpadów, zaprzestanie wycinki lasów. Do uratowania ziemi, musielibyśmy drastycznie obniżyć zużywanie energii, ponieważ zasadniczo nie ma zupełnie bezpiecznych dla środowiska form jej uzyskiwania. Elektrownie wodne i wiatrowe, uważane za ekologiczne, co prawda nie przyczyniają się do produkowania zanieczyszczeń, ale dewastują środowisko przyrodnicze. Imperatyw rozwoju ekonomicznego uniemożliwia nam dokonanie jakichkolwiek zmian w tej kwestii; wyhamowania wzrostu naszych potrzeb, stanowi też, w mniemaniu ludzi, granicę demarkacyjną, za którą korzyści ludzi są nienaruszalnym priorytetem. Tak więc rozwijamy się - dewastując, a gdy będzie nas stać na ochronę środowiska, będziemy chronić to co nie zdewastowane. Nie muszę chyba mówić, że nie jest to dla mnie satysfakcjonujące rozwiązanie. Nie mam jednak argumentów, ani rozwiązań, które pozwalałyby nam się od tego imperatywu uwolnić. Może gdy zaczniemy płacić za czyste powietrze w butlach coś dotrze do naszej świadomości, ale będzie już stanowczo za późno

2011/06/05

Sprytne

Dischidia rafflesiana
Epifity są to rośliny, które wykorzystują przestrzeń tworzoną przez inną roślinę do życia. Rosną przyczepione do kory, we wszelkiego rodzaju dziuplach, zagłębieniach, na powierzchni gałęzi i w rozgałęzieniach. Nie są zbyt często spotykane w klimacie umiarkowanym. Nie jest on dla nich szczególnie korzystny, głownie ze względu na małą wilgotność powietrza i krótki sezon wegetacyjny. Polska flora nie posiada ani jednej nasiennej rośliny epifitycznej (choć znane jest wiele epifitycznych mchów i porostów). Występują one natomiast bardzo licznie w klimacie tropikalnym. Tam dostępność wody nie jest czynnikiem limitującym, ponieważ utrzymuje się tam stale wysoka wilgotność powietrza. Atutem przeniesienia się na "wyższe piętra" jest lepszy dostęp do światła niż w dnie lasu. Nie jest to jednak rozwiązanie idealnie: problemem jest brak kontaktu z glebą, a co za tym idzie dostępu do  związków mineralnych. Rośliny więc są zmuszone do znalezienia alternatywnego źródła tych związków, potrzebnych do ich prawidłowego rozwoju.
Sprytne rozwiązanie "znalazła" D. rafflesiana. Posiada ona dwa rodzaje liści: typowo zbudowane liście prowadzące fotosyntezę i drugie przekształcone, wydęte w kształcie fasolowatej beczki, posiadające otwór od strony szypuły.

Fasolowate liście pełnią rolę kontenerów gromadzących martwą materię organiczną. Taki liść jest dogodnym miejscem dla kolonizacji np. przez mrówki. Zamknięta przestrzeń liścia jest łatwa do obrony. Razem ze swoją obecnością owady zawlekają materię organiczną, którą wykorzystuje roślina. Wypuszcza ona korzeń w głąb takiego liścia i pobiera  niezbędne dla siebie pierwiastki z odpadów nagromadzonych w liściu. Do liścia wpada też niewielka ilość wody deszczowej, którą również może być do dyspozycji rośliny.